Tak sobie myślę, że nie ma chyba miasta w Europie, gdzie nie dałoby się spędzić…

Ma na imię Zdeněk. Pamiętam dokładnie jego tembr głosu, zapach, to jak się śmiał z moich durnych żartów na temat czeskiego języka, pamiętam jakie ma delikatne dłonie i to z jaką ulgą odnajdywałam je ciemności. Spędziliśmy razem dwie godziny w podziemiach Schottenkirche. I zupełnie nie przeszkadza mi to, że nie wiem jak wygląda i pewnie nigdy się nie dowiem. Pokazał mi inny świat… a właściwie tan sam, ale na nowo.
Trzydzieści stopni w cieniu, żar leje się z nieba. Do naszego spotkania zostało jeszcze 15 minut. Przyczepiam więc rower do znaku drogowego i zamawiam w budce z hottdogami Wasserspritze – orzeźwiający drink składający się z gazowanej wody i białego wina. Za chwilę mam wejść do podziemi kościoła. Wiem tylko, że będzie tam panowała zupełna ciemność. Nie wiem natomiast czego się spodziewać po całym seansie.
Tuż przed zejściem do piwnicy, sympatyczny chłopak przy wejściu daje mi kluczyk do szafki i prosi o pozostawienie w niej wszystkich zbędnych rzeczy. Zrzucam plecak, aparat fotograficzny, okulary przeciwsłoneczne. „Gotowa? Mam nadzieję, że nie boisz się ciemności!” – rzuca z uśmiechem i wręcza mi długą cienką laskę.
Chwilę później zostaję odprowadzona do całkowicie zaciemnionego pomieszczenia. Mój towarzysz znika, pojawia się natomiast głos. Sympatyczny, miękki, lekko rozbawiony, przyjazny. To Zdeněk. Czech, od wielu lat mieszkający w Wiedniu. Tłumaczy mi jak mam się poruszać. Na początku mamy iść wzdłuż ściany, potem będę podążać za jego głosem, a w pewnym momencie będę musiała poradzić sobie sama.
Zewsząd dobiegają jakieś odgłosy – szum wiatru, zgiełk ruchliwej ulicy, śpiew ptaków, rozmowy, piski dzieci. Czasem muszę mocno się skupić, żeby usłyszeć co do mnie mówi. Czasem mówi „idź za moim głosem” ale nie jest to łatwe, bo choć mniej więcej jestem w stanie określić kierunek z którego dobiega, to okazuje się, że po kilku krokach odbijam się od ściany.
„Słyszysz strumień? Tuż przed tobą jest wąska kładka. Trzymaj się poręczy i nie potknij się.” Po chwili czuję chlapnięcie wody na łydce. Okej, namierzyłam kładkę, teraz trzeba się tylko po niej przejść. Kroczek za kroczkiem pomalutku. „Świetnie, zostały ci jeszcze dwa kroki„. Ty mnie widzisz? Masz jakieś okulary, dzięki którym widzisz w ciemności. „Nie, nie widzę cię. Nie zobaczyłbym cię nawet, gdybyśmy wyszli na zewnątrz„. Dopiero wtedy dowiedziałam się, że Zdeněk jest niewidomy. Skąd zatem wie, że zostały mi dwa kroki?”Słyszę gdzie jesteś. Bardzo dokładnie cię słyszę. Wiem dokładnie w którym miejscu stoisz i ile kroków ci zostało.„
„Teraz uważaj, musimy przejść przez ulicę. Poradzisz sobie?” Nie, nie poradzę sobie. Jak mam sobie poradzić, jeśli nie wiem nawet w którym kierunku powinnam iść. „Słuchaj. Słyszysz to stukanie? Jak stuka wolno, to stoisz. Jak stuka szybko, to idziesz. Po drugiej stronie też stuka.” Okej. stuka szybciej. Idę. Idę… idę… „Natalia, właśnie zostałaś przejechana przez samochód. Tu jestem, nie tam. Chodź tu do mnie.” Cholera! Znowu się o coś obiłam. Co to jest? „Ty mi powiedz co to jest.” Pac pac pac łapką. Samochód tu przywlekliście? „Ano! Powiedz mi jaki!” No dobra to nie było trudne. Fał we. „Přesně tak. A model?” Macam, macam, ale niczego to nie przypomina… no może Corsę. Ale to VW nie Opel. „Ktoś tu nie umie czytać„. Złapał moją dłoń i literka po literce odczytaliśmy napis na karoserii. Poczułam wtedy jak delikatną ma skórę na dłoniach. Zupełnie niespotykaną jak na dorosłego mężczyznę.
Wędrowaliśmy po tym podziemnym świecie rozmawiając, żartując, śmiejąc się z siebie, a ja krok po kroku oswajałam się z ciemnością. Na początku nie było to łatwe. Co chwilę na coś wpadałam i potykałam się. Po jakimś czasie jednak spostrzegłam, że zaczynam się poruszać po tej dziwnej przestrzeni zupełnie swobodnie. Byłam w stanie określić dokładne położenie Zdenka już nie tylko po głosie. Wiedziałam gdzie jest nawet wtedy, kiedy nic nie mówił. Byłam w stanie wyczuć ścianę zanim jeszcze jej dotknęłam. Podobnie z nim. Zaczęłam znacznie więcej odczuwać i lepiej słyszeć.
To niesamowite, że już po godzinie w zupełnej ciemności zmysły aż tak się wyostrzają. Jeśli ja, zaledwie po godzinie, byłam tak wyczulona na zapachy, różnice temperatur i najcichsze nawet dźwięki, to co musi odczuwać on – osoba niewidoma od urodzenia.
Zadawałam wiele pytań. Teraz trochę mi wstyd, bo niektóre były dość osobiste. Ale kiedy tam się znalazłam, zdałam sobie sprawę, że jego życie musi wyglądać zupełnie inaczej niż moje. Wyobraźnia zaczęła pracować i z każdą chwilą ciekawość rosła… „Zdeněk, a skąd Ty wiesz, która jest godzina?”, „Zdeněk, a jak rozpoznajesz kierunek, w którym masz iść?”, „Zdeněk, a jeździsz komunikacją miejską?”, „A jak robisz zakupy? Skąd wiesz co kupujesz i gdzie co leży?” itp itd.
Opowiedział mi o trudnościach, które musi pokonywać każdego dnia. Najbardziej istotną jest ludzka ignorancja. A może to nie ignorancja, tylko niewiedza? Nie umiał powiedzieć. Wyjaśnił jednak, że on często jest uzależniony od pomocy innych osób, zdarza mu się prosić o pomoc przechodniów na ulicy. I to jest najtrudniejsze, bo oni się wiecznie spieszą, biegną przed siebie, nie zauważając, że on potrzebuje wskazania drogi. Mówił, że w Czechach jest inaczej, tam co kilka metrów ktoś się zatrzymuje i pyta czy może pomóc. W Austrii często jest niezauważany.
Przyznałam się, że ja także jestem takim ignorantem. Kiedy przechodzę obok niewidomego nawet przez myśl nie przejdzie aby się zatrzymać i zapytać, czy czegoś nie potrzebuje. W zasadzie mogę powiedzieć, że tak było. Teraz już inaczej do tego podchodzę.
Dlatego właśnie takie miejsca jak to są ważne i potrzebne. Bo nic tak nie uczy, jak doświadczanie trudności na własnej skórze.
Jeśli kiedykolwiek będziesz mieć okazję wejść do takiego miejsca jak to, we Wiedniu, lub w jakimkolwiek innym mieście (wiem, że w Warszawie też jest), nie wahaj się.
Dialog im Dunkeln Wien
Online: www.imdunkeln.at
Mail: [email protected]
Offline: Schottenstift, Freyung 6, Wien
Wystawa Niewidzialna (Warszawa)
Online: niewidzialna.pl
Offline: Al. Jerozolimskie 123 A
Mam dobrych znajomych niewidomych. Jednego poznałam przez internet a drugiego w sposób taki, że na przystanku autobusowym zapytałam, widząc że nie widzi, na jaki autobus czeka i podałam ramię gdy wchodził. Pytania jakie zadałaś z początku wydawać by się mogły zaskakujące, jednak po wieloletniej znajomości z osobami niewidomymi wydają mi się banalne, jak i proste odpowiedzi na nie. Z początku mnie zaskakiwali, później zupełnie zapomniałam, że są niewidomi aż w końcu zaczęłam główkować i się zastanawiać jakiej czynności nie umieliby wykonać w przeciwieństwie do osoby widzącej? Co wymyślę zaraz znajduję rozwiązanie jak moi znajomi z tym sobie poradzą. Oglądaliśmy razem filmy (teksty kolegi typu: „słuchaj, pamiętasz ten moment w Piła II gdy… „), graliśmy w gry RPG na komputerze (choć ja zupełnie za tym nie przepadam ale dałam się namówić), przygotowywał mi smaczną kolację, potrafił dojechać komunikacją publiczną w dowolne umówione miejsce w Krakowie. Mimo że mieszkaliśmy mniej więcej tyle samo czasu w tym mieście, bywało, że wiele dzielnic znał znacznie lepiej ode mnie i siedząc na przykład nad Wisłą tłumaczył jak z punktu A mam dojść do punktu B np. na Kazimierzu czy Podgórzu. Bardzo dobra znajomość obsługi komputera, niewidomi potrafią być bardzo dobrymi informatykami. Ale opowiadać można by dużo. Ja nie widzę żadnej różnicy między osobą widzącą a niewidomą jeśli chodzi o zakres wykonywanych czynności.
Zgadza się, oni robią wszystko to, co ludzie widzący, ale po prostu inaczej. Są jednak takie sytuacje jak ta na przystanku – że po prostu potrzebują zapytać który to tramwaj. Po odgłosie ciężko wyczuć numer 😉 „Swoje” miejsca często znają na pamięć. Uczą się ich od dziecka. Co jednak w przypadku takim jak Zdenek, kiedy człowiek zostaje rzucony do innego miasta, w dodatku tak dużego jak Wiedeń? Teraz pewnie radzi sobie przez większość czasu sam, ale na początku, kiedy zaczynał studia, często był skazany na pomoc innych.
Często nie myślimy nawet o tym że nasze zmysły, które sprawnie działają są ogromnym skarbem. Korzystamy z nich i często nie zastanawiamy się nad tym ile mamy szczęścia. Przeczytałam jednym tchem. Niesamowita historia. Dające do myślenia…
Zaciekawilas mnie bardzo tym atykulem, ale szkoda ze nie napisalas choc kilku informacji o samym miejscu, ktore odwiedzilas. Ja rowniez mam ciekawska nature i pewnie tak jak ty zadalabym mu milion pytan, po czym zdala sobie sprawe czy takie pytania sa faktycznie na miejscu. Jednak dzieki tym pytaniom mozna uniknac tej ludzkiej ignoracji o ktorej piszesz. Smutnym jest to, ze w dzisiejszych czasach ludzie nie maja czasu nawet na to, by sobie wzajemnie pomoc.
Naprawdę niewiele wiem na temat tego miejsca. Nie znalazłam nigdzie informacji kto je założył, czyj to był pomysł itd. Ale nie samo miejsce jest tutaj najistotniejsze, tak mi się wydaje.
Rozumiem, że atrakcja turystyczna, gdzie zatrudnienie znalazł niepełnosprawny? I polega – na zwiedzaniu Wiednia po ciemku? Czy jednak nie rozumiem i to miejsce, mające uświadamiać społecznie, przybliżać problem niewidzenia?
Widzę niżej posta o rowerach na Dunaju… 🙂
Szymon, to mniej atrakcja turystyczna, a bardziej miejsce, które ma uświadomić społecznie. Miejsce to odwiedza głównie młodzież szkolna, dzięki czemu nabiera świadomości i wie później jak się zachować na ulicy, już w realnym świecie. Uważam, że to bardzo ważne, aby tworzyć takie miejsca i równie ważne, aby je odwiedzać. Z tego co wiem, w Warszawie też jest takie miejsce.
Bardzo fascynujące to jest. Kiedyś próbowałam chodzić z kimś za rękę z zamkniętymi oczyma i nie dałam rady, podglądałam. Zmysł wzroku jest chyba najważniejszy, szczególnie dla osób któere go doświadczyły.
Bardzo ciekawa historia – chętnie wybrałabym się w takie miejsce. Byłam kiedyś w całkowitej ciemności tylko kilka minut i pamiętam jak dziwnie się czułam nie widząc. Nie zwracamy uwagi na nasze zmysły dopóki ich nie zabraknie.
świetny artykuł! chyba każdy się zastanawiał kiedyś co by było najgorsze z utraty zmysłów i chyba utrata wzroku zawsze wydawała się najstraszniejsza.naprawdę nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, co czują osoby niewidome, wystarczy np że zgaśnie światło a już przewracamy się na sprzętach…..myślę,że takie miejsca są bardzo potrzebne,żeby choć na chwilę wczuć się w sytuację innego człowieka.poza tym,codziennie patrząc na świat,nawet w tej chwili, chyba nie doceniamy tego co widzimy….
To musiało być niesamowite przeżycie. Jedno z tych które pozostają w pamięci na zawsze! Zaintrygowałaś mnie bardzo, na tyle że mam ochotę znaleźć podobne miejsce i też to przeżyć na własnej skórze!
Taki był cel Domi 🙂
Byłam tam dwa razy i za każdym na nowo wszystkiego się uczyłam. Nie miałam też pojęcia, ze mają specjalne przyrządy do prania skarpetek i do obierania jabłek. Generalnie robi wrażenie i baardzo polecam:)
Kasiu, pewnie mówisz o polskiej wystawie. Wiem, że każda jest inna i jak tylko będę miała okazję, na warszawską również się wybiorę.
Świetnie, że powstał taki tekst. Ludzie ( w tym ja) tak naprawdę nie zastanawiają się zbyt długo nad problemem, który ich nie dotyczy. Póki nie przeczytałam Twojej opowieści, nie wiedziałam jak to jest dosłownie niczego nie widzieć. Nam wydaje się to straszne, a przecież tyle osób żyje w taki sposób i doskonale sobie radzi. Zaintrygowałaś mnie tym miejscem, myślę, że sama chętnie kiedyś przekonałabym się na własnej skórze jak to jest;)
Historia, która wiele daje do myślenia, niezapomniane wrażenia, chyba każdy z nas mógłby coś takiego przeżyć, aby lepiej zrozumieć innych.
Bardzo bym chciała tego doświadczyć! Uważam, że wręcz każdy powinien. Utraty wzroku boję się najbardziej, a co do ignorancji… Mam z tym problem, bo nie chcę żeby moje pytanie o pomoc odbierane było jako litość, więc często nie wiem jak się zachować. Może to również być odebrane jako ignorancja, mimo że wcale nią nie jest!
Bylam w tym miejscu z grupa. Nasz przewodnik poruszal sie w tych ciemnosciach zwinnie jak kot. Na poczatku spytal kazdego z nas o imie i potem swietnie pamietal kto jest kim. W pewnym momencie kazal nam schylic glowe, a do jednej z kolezanek (ktora jest mala kobietka) powiedzial „Ty nie musisz schylac glowy, zmiescisz sie”. Bylam wiec przekonana, ze chlopak ma jakies noktowizory i przekomarzalam sie z nim na ten temat. Ja na zamkniete, ciemne pomieszczenia reaguje troche panicznie, wiec w pewnym momencie zaczelam okropnie jeczec, ze juz nie chce, ze chce wracac (przewodnik: „Jak i gdzie wracac? Przeciez jestes teraz niewidoma’) i prawie placzac powiedzialam, ze to by by bylo okropne stracic wzrok tak z godziny na godzine. Na co nasz przewodnik odparl „A z minuty na minute? Tak wlasnie bylo w moim przypadku”. Bylo mi potwornie glupio, bo wczesniej wmawialam mu, ze zapewne ma specjalny sprzet i moze widziec w ciemnosci. Zatkalo mnie 🙁 Opowiedzial nam o wypadku, o nowym zyciu z niepelnosprawnoscia. Po tej rozmowie zaczelam bardziej doceniac to co mam. Na koniec zaprosil nas do skorzystania z baru, wydrukowal kazdemu rachunek za zamowione picie i wszystko bylo poprawnie. Ci ludzie radza sobie i zyja naprawde tak jak my. Odetchnelam jednak z ulga po wyjsciu 'na powierzchnie’. I teraz bardziej zwracam uwage na drobne radosci kazdego dnia. Wizyte w Dialog im Dunkel zapamietam na zawsze.