Jarmark Bożonarodzeniowy we Lwowie rozpoczyna się co roku w weekend ok. 10 grudnia i trwa…

Muzeum Pamięci Narodowej „Więzienie przy Łąckiego” to miejsce, którego nie znajdziesz w żadnym przewodniku po Lwowie, nie usłyszysz o nim w Punkcie Informacji Turystycznej, nie jest zaznaczone na ich mapie atrakcji turystycznych. Dlaczego? Bo to miejsce psuje obraz uroczego Lwowa, otwartego na turystów, pełnego kawiarenek i ulicznych grajków, bo to miejsce jest ciągle krwawiącą raną, niezabliźnioną. Bo wreszcie historia tego miejsca, przedstawiana na planszach informacyjnych muzeum jest nieobiektywna, skupiona jedynie na Ukraińcach, podczas gdy większość ofiar stanowili Polacy. Nie znajdziemy tam ani jednego zdania w języku polskim, ani jednego polskiego nazwiska, choć to miejsce tak bardzo związane jest również z naszą historią. Takich więzień było cztery: Brygidki, na Zamarstynowskiej, na Jachowicza i na Łąckiego. Z tego co wiem, w przyszłości w każdym z tych miejsc ma powstać muzeum.
Postanowiłam napisać ten artykuł, aby zwrócić uwagę turystów na takie miejsca i zachęć ich do zainteresowania się historią Lwowa wykraczającą poza Rynek i Cmentarz Łyczakowski. Jednocześnie zaznaczam, że nie jestem historykiem, a moja wiedza na ten temat oparta jest jedynie na kilku źródłach. Jeśli więc ktoś może wzbogacić ten tekst o dodatkowe informacje, przytoczyć fakty historyczne, które mogą być przydatne do poszerzenia wiedzy na ten temat, proszę – dzielcie się tą wiedzą w komentarzach.
Polskie więzienie polityczne
Nie jest kłamstwem informacja podkreślana w muzeum – że Polacy prześladowali Ukraińców, że przetrzymywali w tym miejscu wszystkich, którzy sprzeciwiali się przynależności Lwowa do Rzeczpospolitej. Tak było. Potrzeba niepodległości narastająca u przedstawicieli obydwu narodów jeszcze w czasie zaboru austriackiego zaowocowała konfliktem zbrojnym między Polakami a Ukraińcami. Lata 1918 – 1919 to czas Bitwy o Lwów, w trakcie której Polacy zwyciężyli, kosztem wielu istnień ludzkich po obydwu stronach. To właśnie z tego czasu pochodzą nagrobki Orląt Lwowskich. Pierwsze lata przynależności Lwowa do Polski to czas prześladowania Ukraińców – tych, którzy przetrwali wojnę, nie opuścili Lwowa i pozostali wierni swoim przekonaniom oraz potrzebie niepodległości, a przy tym aktywnie je wyrażali. Więzienie przy ul Łąckiego było przewidziane właśnie dla nich i bardzo szybko zapełniło się ono tzw. więźniami politycznymi, sprzeciwiającymi się lub po prostu nieprzychylnymi władzy polskiej. Trafiali tu organizatorzy ukraińskich wydarzeń kulturalnych, roznosiciele ulotek, propagatorzy ukraińskiej świadomości narodowej.
Więzienia w rękach NKWD
Po wybuchu II Wojny Światowej polskie więzienia zostały przejęte przez funkcjonariuszy NKWD, dla których zarówno Polacy jak i Ukraińcy byli w równym stopniu wrodzy. Polacy nawet bardziej, ze względu na przewagę liczebną. Wielu z tych, którym nie udało się uciec ze Lwowa przed wybuchem wojny, trafiło do łagrów, na Sybir i do więzień. Do więzień trafiali ci, którzy mogli się jeszcze do czegoś przydać, np. dysponowali wiedzą istotną dla władz sowieckich.
Częstą praktyką w więzieniach było podstawianie agentów. Trafiali oni na kilka tygodni do celi, na tej samej zasadzie jak inni więźniowie i po jakimś czasie zaczynali prowokować rozmowy na tematy dotyczące władzy, organizacji podziemnych, tajnych spotkań. Więźniowie rozpoznawali ich bardzo szybko, gdyż nikt inny na te tematy w tym miejscu nie rozmawiał.
Próbowano także innych sposobów na wyciągnięcie cennych informacji z więźniów. Byli oni poddawani wymyślnym torturom, w wyniku których dochodziło nie tylko do trwałych okaleczeń, ale nierzadko także do śmierci.
22 czerwca 1941 roku na Lwów spadły niemieckie bomby. Funkcjonariusze NKWD więzienia Brygidki uciekli w popłochu. Kiedy po jakimś czasie więźniowie zorientowali się, że nikt ich nie pilnuje, wyłamali drzwi i wydostali się z budynku. Nie udało im się jednak sforsować bramy wjazdowej. Kiedy wspólnie starali się ją otworzyć, wyłamać, zrobić cokolwiek, z dwóch stron otworzył się ogień z karabinów maszynowych. To strażnicy, którzy otrzymali rozkaz powrotu na stanowiska i zlikwidowania więźniów. Przy życiu pozostawili jedynie więźniów kryminalnych. Nie wszystkich rozstrzeliwano. Celem zaoszczędzenia kul, a może w wyniku bestialskiej nienawiści część więźniów zamurowywano żywcem, w celach. Było tam tak tłoczno, że dusili się i umierali jeden po drugim na stojąco.
W więzieniu na Łąckiego zabito prawie wszystkich. Wyprowadzili więźniów na plac, rozstrzelali i tak zostawili. Kilka osób upadło na ziemię, udając zabitych – im udało się przeżyć.
Więzienia w rękach Gestapo
Kiedy do miasta wkroczyli Niemcy, dramat nie skończył się. Otworzyli oni bramy wszystkich czterech więzień i pozwalali mieszkańcom Lwowa na wchodzenie i identyfikację zwłok. Pod pozorem pomocy, w bardzo brutalny sposób wykorzystywali ludność żydowską. To był przełom czerwca i lipca. Upał. Kiedy otworzyli więzienia, zwłoki znajdujące się w budynkach i na podwórkach gniły już od kilku dni. Odór był tak silny, że unosił się na odległość kilkuset metrów. Niemcy przywdziewali maski gazowe. Żydom, wyłapanym wcześniej na ulicach Lwowa i prowadzonym na miejsce na czworakach, kazali myć zwłoki i układać je w rzędy, celem ułatwienia identyfikacji. Według relacji Polaków przyglądających się temu z boku, stojąc na sąsiedniej ulicy ciężko było oddychać, a co dopiero przez wiele godzin a nawet dni pracować nad zwłokami – myć je, przenosić, układać. Kiedy było po wszystkim, ciała przewieziono na Cmentarz Łyczakowski i złożono w mogile zbiorowej.
Po przejęciu więzienia przez gestapowców niewiele się zmieniło. Nadal trafiali tu zarówno Polacy jak i Ukraińcy. Panowały tam warunki trudne do opisania. W celach nie było wody, do łazienki zabierano ich raz na tydzień, gdzie mogli jedynie przemyć wodą najważniejsze miejsca. Kąpiel była dozwolona raz na osiem miesięcy i to jedynie w nagrodę za dobre sprawowanie. Wtedy też dezynfekowano ubranie. W latach 1942-43 w więzieniu pojawił się tyfus, który rozprzestrzenił się w błyskawicznym tempie. Zastosowano wtedy sprawdzoną hitlerowską metodę walki z tą chorobą. Osoby zarażone rozstrzelano, a jeszcze zdrowe wywieziono do obozów pracy. Puste pomieszczenia zdezynfekowano i przygotowano do przyjęcia kolejnych więźniów.
Niewiele się zmieniło
Obecnie więzienie wygląda praktycznie tak samo jak w czasie uzyskania niepodległości przez Ukrainę. Ściany, drzwi, wyposażenie, zlewy – wszystko pozostawiono takim, jakie było dawniej. Pojawiły się jedynie plansze informacyjne ze zdjęciami i opisami. Niestety tylko w języku ukraińskim. Pojawiła się także tablica z nazwiskami zamordowanych tam osób… niestety jedynie ukraińskimi.
Obsługa muzeum mówi jedynie w języku ukraińskim i rosyjskim, więc zadanie jakiegokolwiek pytania kończy się monologiem w języku ukraińskim.
Ukłon w kierunku zachodnich turystów stanowi jedynie dość ogólnikowy opis w języku angielskim, który na wstępie dostajemy do ręki, do przeczytania.
Jeśli chcesz poszerzyć wiedzę na temat więzień politycznych we Lwowie, polecam książkę Piotra Szubarczyka „Czerwona apokalipsa”.
Jeśli zainteresował Cię ten tekst, zobacz pozostałe wpisy dotyczące Lwowa.
Znajdziesz tam więcej wartościowych treści.
Dziękuję za ten wpis! We Lwowie jestem średnio 2-3 razy do roku, bo niezmiennie zachwyca i uzależnia, jednakże zawsze w tych samych-po pewnym czasie ulubionych- miejscach w centrum. A tu „coś o czym się turystom nie mówi”, „coś” o czym nawet stali bywalcy nie słyszeli (albo nie chcieli słuchać). I już mam plan na kolejny wypad za wschodnią granicę 🙂
Ściskam mocno śledząc Wasze podróże!
Monika, nawet nie wiesz jak miło czyta się takie komentarze! Serce rośnie! Dzięki i… do usług 🙂
Byłem we Lwowie kilka razy, ale o tym miejscu również nie słyszałem. Wielkie dzięki za informację! Będzie to zawsze motywacja, aby odwiedzić to miasto po raz kolejny, choć z drugiej strony… wszyscy byśmy woleli, aby takich miejsc nie było, bo przypominają o smutnej historii… .
Pozdrawiam Wielbicieli Wschodu! 🙂
Na stwierdzenie, że szkoda, że nie ma nic po polsku, pani przewodnik ze zdenerwowaniem zamyka laptopa i pyta, co po ukraińsku jest w Polsce, przecież tylu Ukraińców u nas mieszka…
Wszystko co wazne jest po ukraińsku : informacje w urzędach, do których się udają, ogłoszenia o pracę.
Jako że to Polacy głównie odwiedzają Lwów, wypada o klientów zadbać w muzeach.
Wczoraj zwiedzałem to więzienie. Historia miejsca przedstawiana oczywiście tylko z banderowskiego punktu widzenia. Oprowadzająca na moje grzeczne pytanie po polsku, czy wie w której celi więziona była Karolina Lanckorońska, na dźwięk polskiej mowy, wpadła w furię. Powiedziała (niezłą polszczyzną) abym się z tym pytaniem zwrócił do Niemców, bo oni mają archiwa i z nimi Polacy się lepiej dogadują. Później głośny słowny monolog, że to my Polacy mamy krew na rękach, że to my mordowaliśmy i prześladowaliśmy Ukraińców, że panoszymy się nadal we Lwowie i uważamy je za polskie miasto. Zapytałem co wybudowali tutaj Ukraińcy, ale to pytanie tylko bardziej ją zapieniło. Doszedłem do wniosku, że nie ma z kim i o czym dyskutować. Widząc i słysząc słowa poparcia dla pani przewodnik ze strony ukraińskich turystów przerażony tą nienawiścią do Polaków udałem się w stronę wyjścia ze świadomością, że za chwilę moje plecy staną się celem dla jakiegoś ukraińskiego tryzuba lub siekiery. Ucieszony, że drzwi na zewnątrz są jeszcze dla mnie otwarte usłyszałem komentarz, że to więzienie też dla nas zbudowali Polacy. Chwilę później wracając tramwajem do hotelu na ulicy zobaczyłem uliczną manifestację. Bardzo młodzi chłopcy i dziewczyny w mundurach wojskowych z czerwono-czarnymi faszystowskimi flagami, z transparentami wykrzykiwali nacjonalistyczne hasła i rozdawali jakieś gazetki. A nasz rząd nadal milczy i udaje, że tam się nic nie dzieje, i że nadal musimy wspierać biedną Ukrainę. Greg
Witam, a dlaczego nie zamieściliście mojego wpisu z ub. tyg. dotyczącego tego miejsca? Grzegorz
Grzegorzu, my także miewamy urlop 🙂 Już poszedł. Dzięki za obydwa
Wszystkie byle siedziby nkwd i gestapo są zaznaczone na mapie Lwowa Skala 1:10 000 komfort!map kupiona za 8zl w księgarni w Polsce. Dotyczy to też obiektów kultury żydowskiej. A co do nacjonalistów…oni mają swoich a my niestety swoich. Niczym się nie różnimy i w niczym nie jesteśmy lepsi od innych. A ja polecam w ramach odwiedzin ziemii Lwowskiej wsiąść miotle, rękawiczki i jechać na cmentarz Janowski tam to miejsce potrzebuje pracy Polaków a nie gadania i machania flaga:-) pozdrawiam wszystkich wracających na wschód Europy.
„A co do nacjonalistów…oni mają swoich a my niestety swoich. Niczym się nie różnimy i w niczym nie jesteśmy lepsi od innych.”
To Polacy zrobili masowe zbrodnie wojenne i ludobójstwo, a teraz czczą ludobójców? Weź dziewuszko, poszczotkuj sobie włosy, haftuj jakąś serwetkę, ale przy ludziach ust nie otwieraj, bo wstyd będzie.
Brat mojego taty był więziony w Brygidkach we Lwowie w 1941 roku. Był wtedy studentem (miał 21 lat). Został oskarżony o przekroczenie granicy (pewnie tej, którą sami sobie wyznaczyli Rosjanie z Niemcami po wkroczeniu do Polski w 1939 roku i podzieleniu Polski między siebie na linii Wisły i Sanu). Po wielu latach dowiedzieliśmy się, że został rozstrzelany, ale nie wiemy, gdzie jest pochowany. Byliśmy we Lwowie ok. 10 lat temu. Niestety na tym więzieniu nie było wtedy żadnej tablicy upamiętniającej, że byli tam więzieni Polacy w czasie II wojny światowej. Z niniejszego artykułu i komentarzy dowiedziałam się, że teraz można je teraz zwiedzać. Kiedy byliśmy tam ostatnio, to nie było takiej możliwości, bo dalej ten budynek przy Kazimierzowskiej służył jako więzienie.
No więc tak. Może sprostowanie . Więzienie jest naniesione praktycznie na każdej mapie i przewodniku .Wejście do więzienia jest darmowe . Siedzą tam dwie Panie które faktycznie sprawiają wrażenie starych wymagających matematyczek z podstawówki . Ale nie są nie przyjazne . Po prostu takie są . Jak wrzuciłem datek do skrzyneczki to podziękowały . Udostępniona cześć to 20 metrowy parter z celom śmierci , celom śledczego , toaletom i jeszcze innymi. Tak wrazie W można odwiedzić łącznie z Pomnikiem komunizmu 🙂
Więzienie zwiedzałam na wiosnę 2016 r. i przy niektórych planszachmożna było liczyć na zwykłe kartki a4 z angielskim tekstem. Informacje jednak przekazywane w tonie: „…podczas polskiej, sowieckiej i nazistowskiej okupacji”.
Byłam we Lwowie dwa razy i nie był to ostatni raz. Jestem zachwycona ty miastem. To przepiękne miasto ma swój nie powtarzalny urok i klimat. Każda uliczka, każda kamieniczka ma swoją historię. Odwiedziłam lwów z osobą która, była więźniem w czasie wojny na ul. Łącznej to niesamowita pani która przeżyła,a jej cała rodzina zginęła,przerażająca historia. Pozdrawism
Obecnie jestem we Lwowie i dzięki wam zobaczyłem już sporo fajnych miejsc.Dzieki za ten przewodnik.
Muszę powiedzieć, że z ogromnym zdziwieniem i rozczarowaniem przeczytałam opis więzienia na Łąckiego. Zwiedzałam je jakieś 1,5 roku temu. Wyniosłam z tej wizyty jak najgorsze wrażenie. Przewodniczka jest agresywna, niekomunikatywna i przedstawia niebywale jednostronną wizję historii. Polska „okupacja” jest przedstawiona jako gorsza od radzieckiej i niemieckiej (sic!). Pytania o Wołyń i SS Galizien wprawiają ją w złość. Na moje stwierdzenie, że Ukraińcy jako jeden z nielicznych narodów nie odrobili lekcji historii i negują fakt, że ich kraj miał kiedyś innych gospodarzy, Pani podważyła moje historyczne wykształcenie. Wyszłam z tej wizyty zniesmaczona i pełna niechęci do Ukraińców (skoro wykształcona osoba prezentuje tak wysoki poziom prymitywnego nacjonalizmu, szowinizmu i ograniczenia, to co myślą przeciętni Ukraińcy?). Niechęć ta się nasila, kiedy obserwuję (wczoraj wróciłam z kolejnej wizyty we Lwowie), jak polską tradycję zastępuję się mityczną „galicyjską” pozwalając jednocześnie, by wytwory tej tradycji popadały w ruinę. Reasumując: sposób prezentacji historii w więzieniu na Łąckiego jest najgorszym z możliwych, prowadzącym wyłącznie do skłócenia przedstawicieli obu nacji. Ale tak to często bywa, gdy narracja oparta jest na kłamstwie. I bardzo mi przykro, że polscy podróżnicy tak bezrefleksyjnie tę narracje przyjmują.
Dziękuję za ten komentarz. Być może ja trafiłam na bardziej zapoznaną z tematem obsługę, bo ona wręcz sama niejako dziwiła się, że tak niewiele się tam pisze / mówi o polskich ofiarach. Niemniej jednak takie głosy jak Pani, są bardzo ważne i cieszę się, że zdecydowała się Pani podzielić się swoimi spostrzeżeniami.
Biednego Polaczka spotkała taka przykrość…
Gdy nie zachowuje się elementarnej grzeczności będąc turystą w obcym kraju, to zachowanie ukraińskiej pani przewodnik nie powinno dziwić. Wpadłbym w furię, gdyby mi Niemiec we Wrocławiu mówił z wyższością (po niemiecku!), że to ciągle jest Breslau i co tu Polacy wybudowali, poza szkaradnymi blokowiskami…?
Z jednym się zgodzę z biednym Polaczkiem: nie ma z kim i o czym dyskutować, gdy tabuny polskich turystów niczym okupanci przyjeżdżają do ukraińskiego Lwowa kwestionować nie tylko jego ukraińskość, ale i poniżając Ukraińców.
Coś niebywałego!
Mam podobne wrażenie co do części polskich turystów. Polacy wciąż butni i dumni, chcą aby traktowano ich jako naród cierpiący ale wiecznie walczący o swoje miejsce na ziemi. Jednak Polacy to nie tylko naród uciemiężony. Trzeba przyjąć na klatę, że na naszej historii są ciemne, krwawe plamy. Tak jak w stosunkach polsko- ukraińskich.
Dlatego nie rozumiem oburzenia turystów, gdy tonem zaczepno- agresywnym zadają pytania a później są zdziwieni negatywnym podejściem przewodników.
Pamiętajmy o prostej zasadzie wzajemnego szacunku. Zwiedzając inne państwa jesteśmy gośćmi. Uszanujmy naszych gospodarzy a wówczas i gospodarze nie będą niemili.
Ja właśnie wyskakuje na citibreak z koleżanką do Lwowa. Na pewno podejdziemy do Muzeum. W cieplejszym okresie wiosennym pojedziemy rodzinnie i wtedy raczej nie wejdę tam z dziewczynkami.
Lwów to zdecydowanie Polskie miasto, nie na co porównywać go z „niemieckim” Wrocławiem który to dostaliśmy też po części w ramach rekompensaty za II wojnę. A Lwów przywłaszczylo sobię ZSRR a po rozpadzie związku z racji swojego położenia został przyłączony do Ukrainy…
Zamurowało mnie to więzienie NKWD. Niesamowita sprawa. Z bardzo dużym zaciekawieniem przeczytałem Twój materiał.