Mołdawia to takie polepione państwo. Częściowo zajęte jest przez Republikę Naddniestrzańską, która teoretycznie znajduje się…

Ostatnim elementem naszej lipcowej podróży po Mołdawii była Autonomia Gagauska. Gagauzja to obszar w południowej Mołdawii zamieszkały przez separatystyczny lud niewiadomego pochodzenia. Istnieje co prawda kilka teorii, ale żadna z nich nie została jak dotąd udowodniona. Część naukowców twierdzi, że Gagauzi pochodzą od Bułgarów, inni, że od Turków. Używa się tu określeń sturczeni Bułgarzy lub zbułgaryzowani Turcy. A oni, żyjąc na tych ziemiach od wieków, wypracowali własną kulturę, własny język, własną świadomość, zawalczyli o autonomię, mają swoją stolicę i rząd, a aktualnie dążą do utworzenia własnego państwa. Co ciekawe, oficjalnie obowiązującym w Gagauzji językiem jest rosyjski, a religią prawosławie.

Besalma
Aby dowiedzieć się czegoś na temat kultury gagauskiej, wybraliśmy się do muzeum Gagauzów znajdującego się w maleńkiej wiosce Besalma. Turysta jest tam nie lada atrakcją. Choć naszym celem po przyjeździe tam było znalezienie dobrego miejsca na rozbicie namiotu, po cichu i bez rzucania się w oczy, aby rano pójść do muzeum, samochód na nieznanych zagranicznych blachach skutecznie utrudnił nam tę misję. Po chwili poczuliśmy, że jesteśmy obserwowani przez mieszkańców wioski i oni wszyscy już wiedzą, że kręcimy się tu nie wiadomo po co.
Zdecydowaliśmy się nieco zaznajomić z lokalną społecznością zanim rozbijemy namiot gdzieś w pobliżu. Jak? Tak jak zwykle – siadając na schodkach sklepu z butelką piwa. Nie zdążyliśmy upić dwóch łyków, kiedy dwie panie zainteresowały się naszą obecnością w tej małej wiosce. Po krótkiej konwersacji nie było już mowy o noclegu pod namiotem. Jedna z pań zaprowadziła nas do swojego domu, oprowadziła nas po nim i pokazała gdzie będziemy spać. O jakiejkolwiek zapłacie również nie było mowy. Wyciągnęliśmy zatem Rosolisa zabranego z Polski z myślą o mieszkańcach polskich wiosek w Rumunii i wręczyliśmy naszej gospodyni. Rano czekało na nas obfite śniadanie i jej uśmiechnięta twarz.
Przy śniadaniu porozmawialiśmy jeszcze o tym skąd pochodzimy, gdzie byliśmy i jakie mamy dalsze plany. Polskę musieliśmy pokazać jej na mapie, bo nie znała takiego kraju. Nic dziwnego. Jak się okazało, przez całe życie nigdzie z Gagauzji nie wyjeżdżała.
Bardzo chciała, abyśmy zrobili zdjęcie jej i jej wnuczce. Na pamiątkę. Poprosiła też, aby napisać na naszej stronie w internecie, że gdyby ktoś szukał noclegu w Besalmie, niech pyta o dom z parilką (czyli z sauną). W wiosce jest tylko jeden, więc każdy wskaże. Na odchodne poprosiła jeszcze, abyśmy zaszli do cerkwi i pomodlili się za jej zmarłych rodziców, co też uczyniliśmy zaraz po zwiedzeniu muzeum.
Przesympatyczna kobieta…

Nasza gospodyni, jej wnuczka i ja. Zdjęcie pamiątkowe przy studni, przed domem.

Zabytkowy obrotowy młyn w Besalmie

Najpopularniejszy środek transportu w Gagauzji

Inny popularny pojazd
Muzeum Gagauzji
Muzeum, podobnie jak sama Besalma, a nawet jak cała Gagauzja, klimatem przypomina minione czasy. Przewodniczka mówi jedynie po rosyjsku, co stanowi pewną barierę, ale wiedząc, że jesteśmy Polakami, starała się mówić prostym językiem i wolno. Nie zrozumieliśmy wszystkiego, ale kontekst był do wyłapania. W muzeum można się dowiedzieć wiele na temat historii, gospodarki, kultury i zwyczajów gagauskich. Dla mnie najciekawszy był film zrealizowany na zlecenie muzeum właśnie w Besalmie, pokazujący jak wyglądało tam życie kiedyś oraz jak wygląda tradycyjne gaguskie wesele. I znowu odnieśliśmy wrażenie, że turyści są w tych stronach rzadkością. Na koniec zrobiono nam zdjęcie do pamiątkowego archiwum muzealnego.

Gagauskie rękodzieło

Tradycyjny gagauski strój weselny
Gagauzja z okien samochodu
Przejeżdżając przez Gagauzję mieliśmy okazję poobserwować także inne wioski i miasteczka. Na chwilę zatrzymaliśmy się w Komracie – stolicy Gagauzji. Miejsce to jednak nie zachęca do dłuższego pobytu. Gagauzja może się jednak pochwalić pięknymi wioskami z kolorowymi zdobionymi chatkami. Charakterystycznym elementem gagauskiej architektury drewnianej jest rzeźbiony element dachu, widoczny na poniższym zdjęciu.

Gagauska chata

Kwas chlebowy sprzedawany na ulicy prosto z beczki
Choć nie znajdziemy w Gagauzji zabytków i miejsc godnych podziwu, warto się tam wybrać. Dla ludzi, dla atmosfery i po to, aby zobaczyć jak bardzo różni się Mołdawia od innych krajów europejskich.
Spodobał Ci się ten tekst? Zobacz pozostałe wpisy z naszej podróży po Rumunii i Mołdawii.
Znajdziesz tam więcej wartościowych treści.
5.
Mołdawia. W gościnie u Gagauzów
Dzięki za ten tekst, marzy mi się Gagauzja odkąd poznałam kilku Gagauzów 🙂
Świetna wyprawa! Uwielbiam takie prawdziwe miejsca, w których można poobserwować jak toczy się życie mieszkańców.
aaaaa nie wierzę! Nadal są beczki z kwasem chlebowym! 😀 jaki akcent z dzieciństwa.
A jak smakuje kwas z takiej beczki w pełnym słońcu! Palce lizać!
hmmm, byłem niedawno w Mołdawii (Kiszyniów i Tyraspol) ale o Gagauzji słyszę pierwszy raz w życiu 😉
Fajnie, że odkrywacie takie „smaczki”!
no i kwas jest the best 😉
Dla takich chwil i spotkań właśnie podróżuję. Niesamowite jest to jak na świecie jest pełno dobra i naturalnej szczerej serdeczności, gdzie ludzie bezinteresownie chcą ci pomóc. To zawsze ładuje „moje akumulatory” i napełnia takim pozytywnym czymś, co pozwala nie denerwować się po powrocie z podróży. Wiem, że nie powinienem generalizować, jednak taką naturalną dobroć ciężko znaleźć w polskich dużych miastach, gdzie ludziom zawsze się spieszy, zawsze za czymś gonią, dokądś zmierzają, łatwo się frustrują korkami w mieście, czerwonym światłem czy nieżyczliwością innych kierowców.
Jak to nie ma zabytków? Cała wioska jest zabytkiem :). Piękne miejsce, wspaniali ludzie, a patent z piwem bardzo mi się podoba. Nic tak nie zbliża jak sklep w wiosce, to przecież główne miejsce spotkań mieszkańców. Przeczytałam z dużym zainteresowaniem i aż mnie naszła chęć na Gaugazję.
Dzień dobry,
Jesteśmy o pokolenie starsi ale mamy podobne zainteresowania. Podobnie spędzamy wakacje. Trafiłem na Waszą stronę przygotowując nasz czerwcowy rumuński wyjazd, z grubsza to będą te same miejsca. Pomyślałem, że skorzystamy z gościny Waszej znajomej z Beszalmy. Śpimy w samochodzie (mikrokamperek), potrzebujemy dostępu do toalety i prysznica ewentualnie. Nie macie wątpliwości czy to nie będzie niestosowne nadużycie gościnności?
Nasze relacje są tutaj http://rjk.y0.pl/ lub tu http://geo55.blog.pl/ . Zapraszam.
Jedziemy kamperami na majówkę 🙂
Zazdroszczę!
W Mołdawii spędziliśmy tydzień w tym roku, na przełomie kwietnia i maja. Spędziliśmy tez dwa dni w Gagauzji.Dwie noce spędziliśmy w Komracie, w hotelu przy ulicy Pobiedy. Nie był to najlepszy wybór:), ale cóż, chcieliśmy poczuć klimat Komratu:), to poczuliśmy:). W Komracie są jeszcze dwa hotele, jak chętnie podkreślają Mołdawianie, na europejskim poziomie. Miasteczko rzeczywiście zaniedbane, ale powoli podnoszące się do miana stolicy. Bezcenną może być możliwość zrobienia zdjęcia pod pomnikiem Lenina, który dumnie stoi przy ulicy o tej samej nazwie, w sąsiedztwie budynków rządu i parlamentu. Ładna knajpka przy ulicy Pobiedy, bardzo dobre jedzenie, kuchnia Mołdawska.
Koniecznie odwiedziliśmy Beszalmę. Młoda dziewczyna z pasja opowiadała o historii Gagauzów. Przydaje się znajomość języka rosyjskiego, mieszkańcy Gagauzji , tak jak i w całej Mołdawii, starają się mówić w języku mołdawskim, ale chętnie przechodzą na język rosyjski. W Beszalmie, po tym jak poczęstowaliśmy córkę właścicielki sklepu wedlowską czekoladą:) zostaliśmy w zamian obdarowani butelką „domasznowo”, a jak wiadomo „domasznyje ” jest najlepsze (wino:)). Przed sklepem natomiast ucięliśmy pogawędkę z panem ciut po winie, za to z pamięci wyliczającym wszystkie szczepy winogron oraz gatunki wina, jakie z tych winogron można zrobić ( u nas taką wiedzę zdobywa się na studiach). Pan „po winie” też robi „domasznyje”, ale tylko 2 beczki (każda po 500 litrów). Pan ma dużo sąsiadów, więc o tej porze roku musiał się już posiłkować „domasznym” ze sklepu:).
W Komracie trzeba iść na bazar, koniecznie:)