Niezmiennie od lat uważam, że Bieszczady najpiękniejsze są zimą. Odkąd opublikowałam relację z naszego niedawnego…

Ależ ja za tym tęskniłam… Bieszczady, świeże powietrze, soczystozielone lasy, piękne krajobrazy, cisza przerywana jedynie szumem drzew, śpiewem ptaków i odgłosem kroków parzystokopytnych przyglądających się nam z bezpiecznej odległości. Marsz pomimo zmęczenia i zadyszki. Pokonywanie swoich małych granic, w które ten rok obfituje. Właśnie po to tam jeżdżę. I właśnie dlatego w sezonie, czyli mniej więcej od czerwca do września, raczej omijam popularne szlaki Bieszczadów Wysokich, wybierając raczej te mniej spektakularne, spokojniejsze, jednak równie urokliwe. Do takich właśnie należy ścieżka przyrodnicza poprowadzona od dawnej wsi Bukowiec w górę Sanu aż do jego umownych źródeł na granicy polsko – ukraińskiej. Cała trasa wiedzie praktycznie po płaskim terenie, jest za to dość długa. Spacer w obie strony wymaga pokonania ok. 26 km.

Matka Polka Nosząca (w chuście Little Love od Lenny Lamb)
Ścieżka obfituje w atrakcje przyrodnicze oraz pozostałości po ludzkich osadach sprzed kilkudziesięciu lat. Po drodze napotkamy na szczątki dawnych wsi – krzyże przydrożne, studnie, piwniczki, cmentarze, cerkwiska, a także na ruiny dworu Stroińskich. Warto zwrócić uwagę na zbiorniki wodne – to jeziorka bobrowe, niektóre naprawdę robią wrażenie. W lasach czeka na nas wiele gatunków grzybów, których nikt tutaj nie zbiera. No i oczywiście nie można pominąć głównej atrakcji tej okolicy – źródeł rzeki San. Celowo nie umieszczam zdjęć tego miejsca, aby nikomu nie psuć przyjemności odkrycia źródła.
Dla nas taka wędrówka to przede wszystkim wspaniała okazja do spędzenia czasu razem, a atrakcje stanowią jedynie tło.


Beniowa
Może to niemądre, ale są takie miejsca w Bieszczadach, w których czuje się pozytywne wibracje. Bardziej pozytywne niż w innych. Niech mi ktoś powie, że tak nie jest np. w Łopience albo właśnie w Beniowej, do której docieramy po kilkudziesięciu minutach marszu.
Kiedyś Beniowa była potężną wsią, świetnie prosperującą i rozwijającą się. Funkcjonowały w niej dwa tartaki wodne, młyn wodny, fabryka beczek, huta szkła, zakład pozyskiwania kory drzewnej, a nawet kolej wąskotorowa. W 1921 roku wieś zamieszkiwało 617 osób, z czego znakomitą większość stanowili grekokatolicy. Po II wojnie światowej wieś została przedzielona granicą państwową i po polskiej stronie wysiedlona. Obecnie, po tętniącej życiem wsi pozostało jedynie cerkwisko, kilka kamiennych nagrobków, przydrożny krzyż, studnia, kilka piwniczek i drzewa owocowe. Całą resztę wchłonęła przyroda.

Sianki
Sianki to druga wieś, której historia zakończyła bieg po polskiej stronie wraz z zakończeniem II wojny światowej. Świetnie prosperująca w okresie międzywojennym, znacznie ucierpiała podczas II wojny światowej. Po stronie polskiej pozostały jedynie ruiny dworu Stroińskich – ostatnich właścicieli wsi, a także ich grobowiec (powszechnie znany jako grób Hrabiny) i cerkwisko. Na zabudowania Sianek po stronie ukraińskiej możemy dziś popatrzeć z punktu widokowego znajdującego się na szlaku. Obecnie mieszka tam kilkadziesiąt rodzin, a z okresu przedwojennego zachowały się trzy budynki – dworzec kolejowy i dwa sąsiadujące z nim obiekty.
Przeczytaj naszą relację z wycieczki koleją zakarpacką do ukraińskich Sianek.

Punkt widokowy na Sianki (po stronie ukraińskiej)

Grobowiec Hrabiny Klary Stroińskiej
Źródło Sanu
Idąc w górę Sanu możemy obserwować jak z szerokiej rwącej rzeki przeobraża się na odcinku kilkunastu kilometrów najpierw w górski potok, potem w strumień, strumyczek, aby w końcu przybrać postać wąskiej stróżki. Nie pokażę Wam źródeł Sanu, aby nie psuć Wam zabawy odkrywania ich. Podpowiem tylko, że znajduje się ono 10 metrów na lewo od tego miejsca.

Jak tam dotrzeć?
Niestety, wybór środków transportu raczej jest niewielki i chcąc-nie-chcąc, na miejsce startu trzeba dojechać samochodem lub rowerem. Można też liczyć na szczęście i łapać stopa.
Tak czy inaczej, jakoś trzeba się dostać do Tarnawy, by następnie zredukować bieg i kamyczek po kamyczku, dziura po dziurze, dotoczyć się do dawnej wsi Bukowiec. Tam zostawiamy pojazd na strzyżonym parkingu, uiszczamy opłatę i możemy ruszyć na szlak.
A! Jeszcze jedno. Pamiętajcie, że ścieżka prowadzi w bezpośrednim sąsiedztwie granicy państwowej i obowiązkowo musicie mieć przy sobie dokumenty tożsamości. Kontrole zdarzają się tu bardzo często.
Szkoda, że jak byłem w Bieszczadach, to o tej trasie nie słyszałem. Zawsze wolę chodzić mniej znanymi szlakami, tam gdzie wiele osób nie dociera…
Bieszczady mają w sobie coś. Jest jeszcze pewnie wiele szlaków pokrytych kurzem.
Bardzo interesujący wpis 🙂 ! Pozdrawiam serdecznie
Fajna rodzinna wyprawa 🙂
Idąc taki kawał z całą pewnością wszyscy się do siebie zbliżają i miło spędzają razem czas.
Niezła trasa – biorąc też pod uwagę towarzystwo:) Chyba, że zaliczyliście już dłuższe wyprawy z dzieckiem w chuście?
Aż tak długie to nie 🙂 Najdłuższa była z Gdańska do Sopotu brzegiem morza, ale to zaledwie pół bieszczadzkiego dystansu
Piękne miejsca. To fantastyczne, że pokazujecie je dzieciom.
Ah, tesknie za polskim krajobrazem, za polska pogoda. Gdy widze takie zdjecia jak u Ciebie to mam ochote rzucic wszystko i wracac do kraju. Dziekuje za odrobine Ojczyzny 🙂
Ależ te nasze Bieszczady sa piękne 🙂
Bieszczady to nasze ukochane miejsce, a Sianki robią niesamowite wrażenie tym końcem Polski.
Marzy mi się taka rodzinna wyprawa, ale teraz to już tylko pozostają jesienne wycieczki.
co za piekny wpis! ja rowniez uwielbiam bieszczady i zgadzam sie, ze mozna tam poczuc te pozytywna energie, o ktorej wspominasz. czas zwalnia, a zmeczenie nie daje tak latwo o sobie znac.
serdecznie pozdrawiam
Przepiękne zdjęcia! Cudownie jest odkrywać uroki naszej pięknej Polski.
Pozdrawiam 🙂
Oj, dawno tam nie byłam… Może w niedzielę wyskoczę ze Szkodnikami…
Dokładnie tak. Ja też tam bardzo często ładuję baterie. Ostatnio wymiennie z weekendami nad Pilicą. Cudowne miejsce. Cisza, spokój, a do tego moje ukochane kajaki.
Źródeł Sanu szukaliśmy dwa lata temu i mnie trochę rozczarowała tamta wycieczka. Oczywiście wiele wydarzeń miało na to wpływ – ogromne oczekiwania, które powstaly z opowiadań znajomych, fatalna pogoda w dniach poprzedzających co skutkowało błotem, etc. Najmilej wspominam Beniową, będącym magicznym miejscem.
Im więcej czasu minęło od wycieczki, tym częściej myślę o powrocie w tamte miejsca (czyżba magia Bieszczad działała 🙂 ?) Ale raczej jesienią – musi być tam pięknie, zimą na biegówkach. A takie wpisy jak Twój tylko mnie przekonują, że to będzie dobra decyzja :).
Ciekawe, klimatyczne miejsca – trzeba będzie kiedyś odwiedzić! Fajne zdjęcia. Pozdrawiam
A tutaj odemnie też trochę opowieści z Worka Bieszczadzkiego 😉 wraz z relacją Video z tego szlaku.
http://nalajfie.blogspot.com/2017/01/przez-bieszczadzki-worek.html