Tak sobie myślę, że nie ma chyba miasta w Europie, gdzie nie dałoby się spędzić…

Zwykło się mówić, że gdyby śmierć była człowiekiem, to na pewno byłaby wiedeńczykiem. Mieszkańcy Wiednia od wieków mieli specyficzne podejście do śmierci, obrządków żałobnych, cmentarzy, pochówków. Kiedy wejdzie się w ten temat głębiej, ma się wrażenie, że wręcz panował i nadal panuje tam swoisty kult śmierci, celebrowanie jej. W końcu to miasto Zygmunta Freuda.
O niezwykłych cmentarzach Wiednia można by napisać osobny artykuł, więc ten temat zostawię sobie na później (kilka jeszcze muszę odwiedzić). Tutaj przedstawiam osobliwe zwyczaje żałobne w stolicy Austrii, którymi spotkałam się dzięki wizycie w Muzeum Pochówków, znajdującym się na terenie Cmentarza Centralnego.
Moda żałobna
Wiedeńczycy kochali pogrzeby. Jeśli pogrzeb, to taki aby długo o nim mówiono, jeśli nagrobek, to największy i najdroższy na jaki nas stać, jeśli żałoba, to z klasą i w najlepszym stylu. XIX-wieczny Wiedeń był kolebką mody żałobnej, o ile takie pojęcie w ogóle istniało gdziekolwiek indziej. Skromny czarny strój, będący w katolicyzmie symbolem smutku, cierpienia, rozpaczy, na wiedeńskim dworze obrasta w piórka (dosłownie i w przenośni). Żałoba staje się kolejnym pretekstem do przewietrzenia garderoby i pokazania światu możliwości majątkowych i wysublimowanego gustu. Efektowne stroje żałobne trafiają na rozkładówki czasopisma „Wiener Mode”. Jak grzyby po deszczu, rosną we Wiedniu pracownie krawieckie specjalizujące się tylko i wyłącznie w modzie żałobnej, oferując swoim klientom odzieżowe cuda.

Grafiki pochodzą ze zbiorów Muzeum Pochówków we Wiedniu
Klejnoty z ludzkich prochów
Zamożni wiedeńczycy szli o krok dalej. Aby mieć poczucie, że ich zmarli bliscy są zawsze blisko nich, zamawiali pierścionki i sygnety z diamentem wytworzonym z prochów zmarłego. Nigdy nie byłam orłem z fizyki, więc nie będę się zagłębiać w szczegóły, ale podobno w wyniku działania odpowiedniej temperatury i ciśnienia, z prochów zmarłego można wytworzyć diament. Trwa to kilka miesięcy i kosztuje fortunę. Co ciekawe, ta praktyka jest nadal popularna, nie tylko we Wiedniu. Istnieją nawet firmy, które specjalizują się w produkcji diamentów z ludzkich prochów. Ceny startują od kilku tysięcy dolarów amerykańskich.

Diament z ludzkich prochów. Źródło zdjęcia: Algordanza
Nieboszczyk zatopiony w szkle
Tańszą i bardziej powszechną ozdobę i jednocześnie pamiątkę po zmarłym, znalazłam przypadkiem na wiedeńskim pchlim targu. Ciekawa jestem, czy sprzedawca był świadom tego, co oferuje. Mowa tu o szklanych kulach i sercach z zatopionymi ludzkimi prochami.

Szklana kula z ludzkimi prochami znaleziona na pchlim targu we Wiedniu
Maski pośmiertne
Kiedy zobaczyłam te maski, a następnie wyjaśnienie czym są, zmroziło mnie na moment. To był jedyny element tego nietypowego muzeum, który wzbudził we mnie dogłębne obrzydzenie. Maski – nieśmiertelniki, odlewy twarzy i dłoni nieboszczyków, wykonane na pamiątkę po zmarłych. Robienie takich odlewów było niegdyś bardzo powszechnym zwyczajem.

Odlewy twarzy i dłoni denatów wykonywane na pamiątkę po zmarłych
Trumna na salonach
Niegdyś drewniana trumna była dobrem luksusowym, nie każdego było na nią stać, a wielu, chcąc być w niej pogrzebanymi, odkładało na nią latami. Zamożni zlecali jej wykonanie i zdobienie artystom. Tylko wiedeńczycy mogli jednak wpaść na tak kuriozalny pomysł, aby kupować sobie trumnę jeszcze za życia i na długo przed śmiercią trzymać ją w domu, ozdabiać ludowymi ornamentami, traktować jako kolejny mebel. Takie trumny można zobaczyć w muzeum. Jednak te najbogatsze, najpiękniejsze, na widok których kolana się uginają, znajdziecie w Kryptach Cesarskich, o których wspominałam już we wpisie Wiedeń. To nie jest miasto na weekend.

Krypty Cesarskie
Josephine – trumna wielorazowego użytku
Nie ma dziś pewności, czy wiedeński wynalazek, jakim była trumna wielorazowego użytku, powstał dla zaspokojenia potrzeb mniej zamożnej części społeczeństwa, czy w wyniku polecenia cesarza zbulwersowanego marnotrawieniem cennego wówczas drewna. Wiadomo natomiast, jak wyglądał i jak działał. W Muzeum Pochówków można bowiem zobaczyć oryginalny egzemplarz trumny wielorazowej, której używano do transportowania zwłok z domu do kaplicy i dalej w kondukcie pogrzebowym, aby następnie je zrzucić do grobu, za pomocą umieszczonej w dnie zapadni. Kariera tego wynalazku nie trwała jednak długo. W wyniku protestów ludności, stosunkowo szybko wycofano go z obiegu.

Wielorazowa trumna z zapadnią
Ostatni dzwonek ratunku
Różnie bywało z medycyną w XVIII i XIX wieku. Podobno zdarzały się błędnie stwierdzone zgony, podobno zmarli ożywali w trumnach, a może to tylko legendy bo i jak miano by dowieść prawdziwości tych twierdzeń… Jednak na wypadek gdyby w tych plotkach było ziarno prawdy, zaczęto montować do trumien dzwonki. Były one wieszane nad grobem i połączone z nieboszczykiem sznurkiem, na wypadek gdyby cudownie ożył i zechciał wezwać kogoś na pomoc. I o dziwo dzwonek rozbrzmiewał nad wyraz często, grabarze mieli pełne ręce roboty, a jednak nie odnotowano ani jednego przypadku zmartwychwstania. Obumarłe mięśnie kurczyły się i w wyniku tego dzwonek dzwonił. Jak można się domyślić, kariera tego wynalazku nie była zbyt długa.

Schemat działania dzwonków
Karawan na szynach
W czasach, kiedy cesarz Austrowęgier wydał zalecenie przeniesienia wszystkich cmentarzy poza mury miast, dojazd na Cmentarz Centralny był utrudniony. Rozmyślano więc nad optymalizacją procesu przewożenia trumien ze szpitali i kostnic na peryferia. Jedną z propozycji złożonych cesarzowi był tunel pneumatyczny, którym trumny miały być transportowane w wyniku działania sprężonego powietrza. Co ciekawe, pomysł ten odrzucono nie przez wzgląd na koszt jego budowy i utrzymania, ale ze względu na jego… mało pobożny charakter. Weszła w życie inna koncepcja, a mianowicie specjalna linia tramwajowa, służąca wyłącznie do przewozu trumien. W Muzeum Pochówków można zobaczyć model takiego tramwaju.

Model tramwaju wożącego trumny na Cmentarz Centralny we Wiedniu
Zamiast marszu żałobnego
I na koniec miły dla ucha akcent. Lista przebojów pogrzebowych na wiedeńskim Cmentarzu Centralnym z wybranych lat.
Rok 1995: Time to say goodbye
Rok 1968: My way
Rok 1926: Nessun Dorma
Arcyciekawy wpis!
Bardzo lubię informacje tego typu. Byłam w tym roku w Wiedniu, Krypty Cesarskie spodobały mi się szczególnie. Ta dbałość o detale i ten przepych, a jednocześnie skromny pochówek samego cesarza. Kunszt wykonania sarkofagów powala, a motywy czaszek są przerażające. Z tego, co pamiętam można zwiedzać w ramach Vienna Pass. Dzięki za info o Muzeum Pochówku, następnym razem na pewno się wybiorę.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na ciekawe relikwie w katedrze sw. Józefa. Elementy ciał przyozdobione w niezwykły, wystawny sposób.
Pozdrawiam!
Dzięki za podpowiedź. Relikwii z kolei ja nie widziałam.
Szczęka opada z wrażenia po przeczytaniu takiego wpisu. Pełna profeska, niesamowita przyjemność z lektury i arcyciekawa treść podana w wyjątkowy sposób. Wow!
Kilka tysięcy $ to fortuna? W Nowej Zelandii to wizyta u dentysty 🙁 ciekawy artykuł!
No tak, wszystko zależy od skali porównawczej 🙂
Co kraj to inna kultura i zwyczaje żałobne. Ciekawe te wiedeńskie, ale ciężko byłoby mi się do nich przyzwyczaić.
A już myślałam, ze znamy prawie cały Wiedeń, a tu taka niespodzianka! Musimy jeszcze odwiedzić cmentarze! Niezwykle ciekawy i inspirujący wpis, dziękuję 😊
O wiedeńskich cmentarzach będę jeszcze pisać. Jest tam kilka nietypowych, osobliwych, a wręcz dziwacznych
Przerażające, ale za razem intrygujące. Naprawdę ciekawy wpis!
fajne tylko krótkie, poczytałbym jeszcze 🙂
Wiedeń mam dość gruntownie zwiedzony i większość jego atrakcji mam już na swoim koncie. Jednak w Muzeum Pochówków nie byłam nigdy (może wtedy, kiedy bywałam w Wiedniu regularnie nie było ono otwarte?). Muszę przyznać, że to szalenie oryginalne miejsce, a związane z pochówkiem tradycje są wyjątkowo bogate.
To muzeum istnieje od dłuższego czasu, ale wcześniej mieściło się niedaleko Belwederu. Dopiero od ok. 2 lat jest na terenie Cmentarza Centralnego
Nigdy nie słyszałam o takim muzeum i z chęcią bym się wybrała. Tym bardziej, że wizyta w Wiedniu jeszcze przede mną i na pewno w końcu się tam udam. Podejrzewam, że zarówno jak Ty będę mieć dziwne odczucia patrząc na maski pośmiertne. Chociaż te trumny wielokrotnego użytku także przyprawiają mnie o dreszcz.
Kamienie szlachetne z prochów robi się również w Polsce. Oczywiście jest to praktyka zakazana przy katolickim pochówku
Tak, aktualnie można coś takiego zamówić niemal w każdym państwie europejskim i kilku innych. Jednak wszystko zaczęło się właśnie we Wiedniu
O dzwonku słyszałam, ale o innych rzeczach niestety nie, do teraz.
Wow! To jeden z ciekawszych wpisów, który dane mi było ostatnio przeczytać! Naprawdę! 🙂 Maska pośmiertna – nie dziękuję, ale diamentem po śmierci mogłabym zostać. Nie miałabym nic przeciwko 🙂
Haha nigdy nie patrzyłam na to od tej strony 😀 No tak, maska trochę mało twarzowa 😉 Ale zostać klejnotem…
Świetny tekst! Zszokowała mnie biżuteria z prochów zmarłego, ciekawe ile osób na świecie do teraz nosi takie ozdoby nie mając pojęcia jak powstały… 😛
Co do trumien kupowanych za życia – dziadki mojej koleżanki mają swój pomnik w garażu już kilka dobrych lat – czeka na odpowiedni czas. 😉
Rozłożyłaś mnie na łopatki tym pomnikiem. Z drugiej strony… kto zadba o nas tak dobrze jak my sami 😉
Chyba najbardziej zaskoczyła mnie ta biżuteria.. szok! Nie wiem sama czy chciałabym taką.. ale prezentuje się wyjatkowo..