Z turystyką rowerową (z dziećmi czy bez nich), jest trochę tak, że jak raz złapiesz…

Ostatnio coraz częściej słyszę z ust dawno niewidzianych znajomych pytanie „to ty jeszcze prowadzisz bloga?”, któremu towarzyszy wymowne spojrzenie na Nadię. No tak, dla wielu osób pojawienie się dziecka wciąż oznacza rezygnację z własnego życia, pasji, zamknięcie się w czterech ścianach, których opuszczenie usprawiedliwia jedynie wyjście na plac zabaw, do Biedry i do przychodni, kiedy z tego niewietrzenia dziecko jakimś cudem nabawi się kataru.
Tak, prowadzę dalej, bo i czemu miałabym przestać? Co prawda to nie jest tak, że nic się nie zmieniło i nie jest tak, że jest równie łatwo jak kiedyś, i nie jest nawet tak, że pogodzenie tego wszystkiego – dziecka, pasji, pracy, bloga przychodzi nam gładko. Nie będę wam wciskać na nos różowych okularów i mówić, że z dzieckiem podróżuje się równie fajnie jak bez niego. Powiem inaczej – każdy ma jakieś priorytety. Dla nas priorytety są dwa – być blisko siebie i na tyle na ile to możliwe, nie rezygnować ze swoich pasji z powodu pojawienia się w naszym życiu dziecka. Jedną z nich są podróże.
Oczywiście nie da się tego realizować ze stuprocentową skutecznością. Zawsze z czegoś trzeba zrezygnować i pogodzić się ze zmianami, które zachodzą, w imię wyższych celów. Przykład? Ja od dwóch lat nie uprawiałam turystyki rowerowej, choć uwielbiam tę formę poznawania świata. Ze względu na Nadię zdecydowałam się czekać do czasu aż ona będzie na to gotowa. Kiedy to nastąpi? Nie wiem, może za rok, może za dwa. Maciek praktycznie zrezygnował z gry na pianinie, ponieważ w czasie wolnym od pracy zajmuje się Nadią, dzięki czemu ja mogę prowadzić bloga.
A podróże? No cóż… kosztują nas znacznie więcej energii, są dużo bardziej męczące, wymagają od nas znacznie lepszego planowania. Poza tym są nieprzewidywalne, bo dziecka nie da się zaprogramować tak, aby realizowało nasze plany i oczekiwania. To nie zabawka, którą wrzuca się do nosidła i zapomina o jej istnieniu. To mały człowiek ze swoim własnym pomysłem na życie i spędzanie czasu, ze swoimi oczekiwaniami i ograniczeniami, które nierzadko nie pokrywają się z naszymi, a trzeba je respektować.
Kiedy wybrać się w pierwszą podróż z niemowlakiem?
Odpowiem na to pytanie stwierdzeniem, dzięki któremu kiedyś zdałam egzamin z makroekonomii – to zależy. Nie ma granicy wieku, do której powinno się trzymać dziecko w domu, a od której już można bezpiecznie z nim jeździć. Decydując się na podróż z maluchem, trzeba być świadomym tego, co mu służy, a co może być dla niego niebezpieczne. Z moich obserwacji wynika, że ludzie, którzy decydują się podróżować z dzieckiem prowadzą taki niepisany plebiscyt, kto zacznie wcześniej i kto pojedzie dalej. Dając, moim zdaniem, jedynie dowód braku odpowiedzialności albo braku wiedzy na temat wczesnego rozwoju dziecka. Podróż na drugi koniec Polski samochodem z kilkutygodniowym dzieckiem to nie jest dobry pomysł! Podobnie jak podróż samolotem i trzymanie dziecka w czasie całego przedsięwzięcia, czyli przez kilka godzin w chuście! Chusta do noszenia dzieci to cudowny wynalazek, podobnie jak foteliki 0-13 kg, ale pod warunkiem, że używa się ich z umiarem (!) czyli max 2-3 godziny dziennie w przypadku tak małych dzieci. Lepiej i bezpieczniej poczekać te kilka miesięcy z dłuższą podróżą.
My zabraliśmy Nadię w pierwszą podróż w Beskid Niski kiedy miała 1,5 miesiąca, co i tak było wg. mnie dużym przedsięwzięciem, choć mieszkamy całkiem niedaleko. Gdyby nie to, że ostatnie pięć miesięcy problematycznej ciąży przeleżałam w łóżku i dla równowagi psychicznej musiałam zobaczyć coś więcej niż cztery ściany plus okno, to pewnie poczekalibyśmy z tym wyjazdem do trzeciego miesiąca życia.
Moja rada: zanim zdecydujesz się na podróż z noworodkiem czy niemowlakiem, poczytaj o tym jak zbudowany jest jego kręgosłup, czym różni się od kręgosłupa dorosłego człowieka, dlaczego nie pełni jeszcze swojej ważnej roli. Idź do fizjoterapeuty, skonsultuj z nim swój pomysł. Poczytaj zalecenia i ostrzeżenia względem przewożenia maluszka w foteliku samochodowym dłużej niż 2-3 godziny. A na koniec zadaj sobie pytanie – serio, te 2-3 miesiące zrobią mi różnicę? I dopiero wtedy podejmij decyzję.

Niemowlak w samolocie
Najważniejsza sprawa, o której powinna być informowana każda osoba przewożąca samolotem noworodka i niemowlaka, i to powinna być informowana na lotnisku, w samolocie, wszędzie, aby na pewno informacja dotarła – w czasie lotu zmienia się ciśnienie. Dorosły człowiek odczuwa to jako zatykanie uszu. Maleńkie dziecko czuje ból. I co gorsza, samo sobie nie jest w stanie z nim poradzić. Dlatego rodzic musi zadbać o to, aby do tego bolesnego uczucia nie doszło. Jak? Prowokując przełykanie. Jak? Karmiąc, pojąc, dając do paszczy smoka i ruszając nim delikatnie, aby leniwy mały człowiek go nieustannie ssał. U nas wyglądało to tak, że tuż po starcie przystawiałam Nadię do piersi i odstawiałam po wylądowaniu. Ani raz nie miałyśmy problemu z zatkanymi uszami. Kiedy Nadia miała ok. rok, to wiadomo, nie była aż tak zainteresowana cycusiem jak kiedyś i trzeba było posiłkować się wodą i smoczkiem. Też dały radę.
Częstą wątpliwość u młodych rodziców budzi wózek i jego transport. No więc z wózkiem nie ma najmniejszego problemu – nie ma względem niego ograniczeń gabarytowych ani wagowych. I nie liczy się go, jak myśli wiele osób, jako bagaż podręczny. Wózek dziecku należy się jak psu buda i nie zastępuje on żadnego bagażu. Transportowany jest bezpłatnie i w dodatku tak, żeby rodzicom było najwygodniej. Można z nim powędrować do samych drzwi samolotu i z tamtego miejsca odbierze go od was obsługa samolotu. Po wylądowaniu albo będzie czekał przy wyjściu z samolotu, albo wyjedzie razem z innymi walizkami na taśmie. Trzeba jednak pamiętać, że wózek trzeba okleić tak jak bagaż rejestrowany, w związku z czym, nawet jeśli podróżujecie tylko z bagażem podręcznym i tak musicie stanąć w kolejce do rejestracji bagażu.
Plus jest taki, że zazwyczaj pasażerowie z małymi dziećmi odprawiani są w pierwszej kolejności, więc może się okazać, że nie będzie potrzeby stania w żadnej kolejce.
Słabą stroną podróży samolotem z dzieckiem, szczególnie tanimi liniami, jest to, że za dziecko (siedzące na waszych kolanach) możecie zapłacić więcej niż za bilet dla osoby dorosłej. Tutaj nie ma reguły, wszystko zależy od zasad przyjętych przez daną linię. Nam się niestety zdarzało tak, że nasze bilety kosztowały 20 zł, a bilet Nadii 100 zł. Czasem lepiej jest polecieć tradycyjnymi liniami, zamiast niskobudżetowymi. Może wyjść nawet taniej, gdy lecimy z bagażem rejestrowanym, przez te stałe wysokie opłaty za bilet dla niemowlaka w tanich liniach, podczas gdy w tradycyjnych zwykle jest 90-100% zniżki na bilet dla małego dziecka.

Niemowlak w samochodzie
Pierwsze i najważniejsze – warto zainwestować w porządny fotelik. Nie żadne tam dodatki do wózka 3w1 za 1300 zł, do których dokładane są chińczyki bez żadnych certyfikatów bezpieczeństwa, ale fotelik z wysoką oceną z testu ADAC i najlepiej z zaliczonym restrykcyjnym Plus Testem. A jeśli szkoda wam kasy, to lepiej odpuścić sobie tą podróż do której się przygotowujecie i zainwestować w fotelik, bo pewnego dnia może się okazać, że ta właśnie rzecz uratuje życie waszego dziecka. Tak czy inaczej, warto upewnić się, że fotelik który wybraliście, pasuje do waszego samochodu, czy wiecie w jakiej pozycji go przypisać i najważniejsze – że umiecie zapinać pasy. Bo wbrew pozorom to nie jest takie oczywiste i większość rodziców popełnia te same, z pozoru błahe błędy, które mogą mieć pewnego dnia tragiczne skutki.
Jeśli już wpakujecie dziecko do samochodu, to szybko się przekonacie, że skończył się dla was dzień dziecka i beztroskie patrzenie w szybę. Długotrwała podróż samochodem dla małego dziecka jest potworną nudą. Ono nie rozumie, dlaczego i po co ma spędzać długie godziny nieruchomo w samochodzie kiedy mama siedzi obok i ono wolałoby się do niej przytulać. Trzeba nieustannie (dopóki nie zaśnie) odwracać jego uwagę od jego własnych myśli i potrzeb. Zacznijcie się uczyć piosenek i wierszyków, bo to się sprawdza najlepiej i niestety żadne radio ani najlepsza składanka na Spoti was w tym nie wyręczy. Zacznijcie ćwiczyć kreatywność, bo pomysły szybko się kończą.
Muszę to napisać, muszę, choć ja nie jestem w tym przypadku przykładem do naśladowania. Nie karmimy ani nie poimy małych dzieci w czasie jazdy samochodem. Jeśli dziecko zacznie się krztusić, możecie nie zdążyć mu pomóc. Dlatego w momencie gdy dziecko potrzebuje zjeść, zaleca się zjechać na jakiś parking i dopiero wtedy karmić.
Moja rada: w samochodzie zawsze warto mieć podkład higieniczny (do kupienia w każdej aptece za grosze), na wypadek gdyby w pobliżu nie było przewijaka, a zmiana pieluchy okazała się koniecznością. Z tymi niemowlęcymi kupkami, szczególnie u dzieci karmionych mlekiem matki, to czasem niezłe cyrki wychodzą. Lepiej zwinąć, wyrzucić i odetchnąć z ulgą, niż prać potem tapicerkę.
Sprawdź także: Foteliki RWF i wożenie dziecka tyłem do kierunku jazdy

Niemowlak w pociągu
Z niemowlakiem w pociągu nie ma większego problemu. W przeciwieństwie do samochodu, czy samolotu, nie jesteśmy przywiązani do fotela i możemy swobodnie się po pociągu poruszać. Jechaliśmy w kilkugodzinną podróż pociągiem z 5-miesięczną, 6-miesięczną, 16-miesięczną i 18-miesięczną Nadią i zdecydowanie najlepiej wspominam te najwcześniejsze podróże. Kilkumiesięczne dziecko przez większą część jazdy słodko spało na moich rękach, podpięte do cyca, bezpieczne, kołysane ruchem wagonu. A jak się obudziło, to było zafascynowane tym co widzi za oknem i w ogóle nie myślało o marudzeniu. Z kilkunastomiesięcznym dzieckiem sprawa się trochę komplikuje, bo już nie chce tyle spać (o ile w ogóle) i nie chce także grzecznie siedzieć na kolanach rodzica. Nie jest to już więc beztroska podróż z cieszącą się od ucha do ucha twarzą. Trzeba wymyślać, wymyślać i jeszcze raz wymyślać. Co wymyślać? Ano, zajęcia dziecku. Żeby nudy nie było. Bo jak jest nuda, to zaczyna się marudzenie. Dobrze, kiedy karmi się cyckiem, bo choć na kilka minut można szkodnika podpiąć i ma się chwilkę błogiego spokoju i nic-nie-myślenia.
Moja rada: w pociągach, nie licząc Pendolino, rzadko można spotkać łazienkę wyposażoną w przewijak. A na długiej trasie trzeba zmienić pieluchę co najmniej raz. Warto mieć ze sobą wózek umożliwiający położenie dziecka na płasko i opatrzenie jego pupy bez ryzyka rozsmarowania niespodzianki po wszystkim wokół. U nas początkowo był to ABC Design Cobra Plus, a od jakiegoś czasu spacerówka ABC Design Mint.

Pierwsza podróż Pendolino
Niemowlak i małe dziecko w muzeum
O ile kiedyś byliśmy w stanie zwiedzić 3 muzea w ciągu dnia, znajdując jeszcze czas na posiłek i kufel lokalnego piwa, tak obecnie udaje się nam najczęściej zobaczyć jedno, bo wyjście z hotelu następuje przeważnie dwie godziny później niż parę lat temu, zjedzenie obiadu konsumuje drugie tyle czasu co kiedyś. A w samym muzeum? Z niemowlakiem jeszcze jakoś to idzie, bo jeśli najedzony, przewinięty i przytulony do mamy to najczęściej zasypia, ale z takim roczniakiem czy większym dzieckiem już nie jest tak łatwo – chce chodzić, biegać, wspinać się na wszystko, dotykać, wąchać, smakować, a po dwudziestu minutach to już zaczyna się nudzić i chce husiu-husiu. No więc trzeba się tym małym ruchliwym stworzonkiem zajmować na zmianę, raz mama, raz tata, a potem sprintem nadrabiać zwiedzanie ekspozycji.
Gdyby mi jednak ktoś zadał pytanie czy warto się tak wysilać, odpowiedziałabym, że z całą pewnością tak, szczególnie jeśli chodzi o galerie sztuki. Sztuka różnego rodzaju, a w szczególności malarstwo, bardzo stymuluje małe dzieci. Obserwowaliśmy to np. m.in. w muzeum sztuki współczesnej we Wiedniu. Kolory, kontrasty i kształty niesamowicie oddziaływały na Nadię, bardzo pozytywnie. Uśmiechała się do nich, gaworzyła, wyciągała rączki. Myślę, że była najbardziej rozentuzjazmowanym koneserem sztuki jaki kiedykolwiek to muzeum odwiedził, a przy okazji niezłą atrakcją dla obsługi.
Moja rada: Jeśli nie jesteście pewni jak wasze dziecko będzie się zachowywało w muzeum czy galerii, zanim tam wejdziecie, dziecko nakarmcie, przewińcie i porządnie „przeczołgajcie” – większemu wystarczy pół godziny na placu zabaw, albo pokonanie kilkuset metrów drogi do muzeum na własnych nogach, mniejszemu zafundujcie intensywną zabawę, wymagającą uwagi i aktywności fizycznej. Chodzi o to, żeby dziecko zmęczyć, włożyć do nosidła albo do wózka i żeby szybko zasnęło. Dużo łatwiej mają rodzice, których dzieci mają stałe pory drzemek – wtedy można się po prostu dostosować do planu dnia malucha.

Stawiamy pierwsze kroki w galerii zamkowej w Lidzbarku Warmińskim
Niemowlak i małe dziecko w restauracji
Podobnie jak z innymi miejscami – z niemowlakiem śpiącym przez pół dnia nie ma najmniejszego problemu. Albo się go odkłada do wózka, albo trzyma w chuście, albo instaluje przy piersi i spokojnie konsumuje posiłek. Większe dziecko to większe wyzwanie, a w restauracji, gdzie tyle różnych atrakcji dookoła, ludzie się przemieszczają, wszędzie leży / wisi / stoi coś, co koniecznie trzeba chwycić w rączki większego znaczenia nabiera powiedzenie „życie to nie je bajka, życie to je bitwa”. Dlatego zanim wybierzemy restaurację, w pierwszej kolejności szukamy takiej, w której jest kącik dla dzieci, albo chociaż kosz z zabawkami. Od jakiegoś czasu smak potraw ma dla nas mniejsze znaczenie. Jedno, bardzo budujące, co zauważyłam, to, że Polska jest najbardziej cywilizowanym krajem europejskim pod względem udogodnień dla rodziców z dzieckiem w restauracjach. Nigdzie indziej nie znajdziecie tak wielu jadłodajni z kącikami dla dzieci, przewijakami i krzesełkami do karmienia. Serio. Nawet we Wiedniu, który od zawsze kojarzył mi się z wychodzeniem naprzeciw potrzebom jego mieszkańców, jest raptem 4-5 restauracji, w których rodzice z małym dzieckiem mogą zjeść w jako takim spokoju i przewinąć malucha w toalecie, a nie na krześle obok pana zajadającego właśnie Wiener Schnitzel.
Jeśli chodzi o menu dla dzieci, to w każdej restauracji znajdzie się coś dla malucha, pod warunkiem, że rozmawiamy o dziecku od roku wzwyż. Ja do szóstego miesiąca życia karmiłam Nadię wyłącznie swoim mlekiem, co było i praktycznym, i wygodnym, i co najważniejsze, najzdrowszym dla dziecka rozwiązaniem. Potem co prawda zaczęłam wprowadzać proste posiłki w postaci przecierków owocowych i warzywnych (w domu własnej produkcji, w podróży gotowych), ale mimo wszystko mleko matki nadal stanowiło podstawę wyżywienia. Dopiero koło 11-12 miesiąca życia zaszła potrzeba wyszukiwania w kartach dań, które można podać dziecku. Za żadne skarby nie chciała jeść zawartości słoiczków, więc cóż było począć. Koniec języka za przewodnika i okazuje się, że w każdej restauracji znajdzie się coś prostego, co można podać dziecku.
Moja rada: Zaprzyjaźnijcie się z aplikacją Foursquare i Tripadvisor – łatwiej znajdziecie lokale polecane dla rodziców z małymi dziećmi. Miejcie przy sobie jednorazowy podkład higieniczny (do kupienia w aptece), albo zwykłą pieluszkę tetrową, aby położyć coś między przewijakiem a dzieckiem.

Najlepsza restauracja na świecie – pod chmurką
Niemowlak i małe dziecko na szlaku
W myśl zasady „czym skorupka za młodu…” zarażajcie swoje dzieci miłością do gór od samego początku, bo jak obudzicie się, kiedy dziecko będzie miało sześć lat, może okazać się, że będzie za późno. Znamy temat z autopsji. Dziecko nauczone od początku, że chodzenie po górach to coś mega fajnego, polubi to, niezależnie od wysiłku, który trzeba w to włożyć. A ile tlenu się przy tym nawdycha! Ważne jednak, aby robić to z głową – wybierać szlaki dostosowane do wieku i potrzeb waszego maleństwa. Jeśli chcecie iść na szlak z niemowlakiem w wózku, polecamy spacer Doliną Chochołowską lub ewentualnie Kościeliską w Tatrach. Jeśli z roczniakiem w chuście albo w nosidle, to na krótki szlak – np. na bieszczadzkie Bukowe Berdo z Mucznego. Jeśli nosicie w chuście, zmieniajcie wiązania i co jakiś czas róbcie solidną przerwę, podczas której odłożycie dziecko na płasko, trochę na plecki, trochę na brzuszek – chusta może wam posłużyć za kocyk. Pamiętajcie, że w każdym momencie może zajść potrzeba przewinięcia malucha, więc wybierzcie się na wędrówkę w taką pogodę, która umożliwi bezproblemową zmianę pieluchy w plenerze (min. 20 st. C)
Moja rada: Pamiętajcie, że podczas wędrówki wam jest cieplej niż dziecku. Podczas ostatniego spaceru w Bieszczadach Nadia była ubrana w kilka warstw ubranek, czapkę i szalik i wcale nie było jej gorąco, ja natomiast szłam w koszulce bez rękawów i wcale nie było mi zimno.
Sprawdź: Wędrówka szlakiem do źródeł Sanu

Przeczytaj także: Kilka gadżetów, które ułatwiają podróżowanie z małym dzieckiem
Bardzo fajny, konkretny wpis. A to twoje „to zależy” jest kluczowe – bo dzieci są różne i trzeba to brać pod uwagę. My mieliśmy ambitne plany podróżnicze ale okazało się, że jedno z dzieci ma dramatyczną wprost chorobę lokomocyjną… to zmienia perspektywę 😉
A co do samolotów – na długich przelotach często można zamówić specjalną kołyskę dla maluszka. Tylko ich ilość jest ograniczona.
Świetne rady, każdy rodzic planujący podróże powinien przeczytać artykuł.
Z dzieckiem da się wszystko tylko trochę inaczej niż zawsze
Pierwsza podróż mojej córki miała miejsce, gdy mała miała równo miesiąc. Pociągiem. Wzięliśmy fotelik samochodowy w którym spędziła część podróży (a poza tym – samochodem do i z pociągu) oraz chustę. Pamiętam to jako kompletnie bezproblemowy wyjazd. Mała…spała.
my się trochę najeździliśmy z dzieckiem. Niestety przeważnie były to wizyty lekarskie, ale cóż poradzić. bardzo dobry wpis, tylko oczy słabe mam, a podkreślenia na żółto mnie oślepiły już całkiem:P Super się czytało:)
My byliśmy z synkiem, który miał pół roku w Tunezji i było super!
Samolot z dzieckiem mnie trochę przeraża ale to tylko dlatego że sama za lataniem nie przepadam. Zgadzam się co do chusty – najlepszy pomocnik w wychowaniu.
W wieku 4 miesięcy objazd po Rumunii pod namiotem, raz 30 kilka stopni, raz jaskinia gdzie było kilka stopni na plusie, dziecko nawet nie kichnęło, potem za rok morze czarne, kolejny rok poszerzylismy o Mołdawię, za kolejny rok Macedonia i Albania. W tym roku odwiedziliśmy Bośnia. Za rok Gruzja i Armenia. Córka ma 4,5 roku nigdy nie chorowała, w samochodzie czuje się jak w domu, przejezdzamy z nią w wakacje ok. 6 tys. km nigdy nie zapytała daleko jeszcze? Po powrocie czeka na kolejna podróż 🙂
Bardzo przydatne rady. Co ciekawe, dotąd nie jechałam z moimi dziećmi pociągiem – zazwyczaj stawiamy na auto. Robimy częste postoje na jedzenie, toaletę i rozprostowanie kości.
Hej! Niezwykle cenny tekst pełen praktycznych, zdrowych, racjonalnych i wyważonych opinii. Cenię to, że dobro dziecka jest dla Ciebie najważniejsze, a nie blogerskie gwiazdorzenie, na które mam alergię. Mam nadzieje, że Twoje patenty nam się przydadzą, choć zachodzę w głowę, jak to się uda przy naszych bliźniaczkach 😉
Pozdrawiam, Łukasz
Zgadzam się z tym, że dziecko nie jest żadną przeszkodą w realizowaniu własnych pasji. Trzeba po prostu nauczyć się chodzić na kompromisy. Zawsze trzeba z czegoś zrezygnować na rzecz czegoś innego, ale wiele spraw w podróży jesteśmy w stanie pogodzić tak, aby każdemu było komfortowo 🙂
Dziecko towarzyszyło nam w podróżach od najmłodszych lat. Gdy jest małe jest to trudny logistyczny sprawdzian dla rodzica gdy dziecko jest większe jest moim zdaniem coraz łatwiej. Obecnie gdy nasza latorośl ma 5 lat często wybieram się na wycieczki poza granicę kraju gdzie zazwyczaj wynajmujemy auto. Jest to dobry sposób na zobaczenie o wiele więcej zabytków i atrakcji. Nierozłącznym elementem jaki wówczas zajmuje miejsce w mej walizce jest ********** (nazwa usunięta przez administratora), który zapewnia bezpieczne podróżowanie dziecku autem w całej Unii. Urządzenie to waży tylko 120 gramów więc jest lekkie i zawsze się zmieści nawet w bagaż podręczny.
Pomijając to, że komentarz jest partyzancką próbą zareklamowania produktu, nigdy przenigdy nie zdecydowałabym się na przypięcie dziecka czymś takim w samochodzie, ilekolwiek by to nie ważyło. Podróże podróżami, komfort komfortem, ale bezpieczeństwo przede wszystkim. Dziecko w tym wieku powinno jeździć tyłem w fotelu zapewniającym mu prawidłową pozycję ciała i ochronę boczną. Tyle w temacie.
Znajoma lekarka poradziła nam, żeby też zwrócić uwagę kiedy dziecko zaczyna łzawić. Staje się to w wieku około 3 miesięcy. Wcześniej lepiej nie ryzykować w podróże np nad Bałtyk czy do krajów basenu Morza Śródziemnego, bo tam jest sporo piasku w powietrzu, a gdy dziecko jeszcze nie łzawi, to nie oczyści sobie oczu z piasku i może być spory kłopot.
Bardzo słuszna uwaga! Dziękuję za ten komentarz
Witam
Ile miesięcy miała Pani córka w pierwszej podróży samolotem?
Ja mam to szczęście, że syn po mnie odziedziczył (najwyraźniej) stoicki spokój i momenty “refleksji”. Czy to w aucie, czy to w pociągu zawsze spokojny i skupiony na widokach za oknem 🙂 Ostatnio byliśmy nawet nad morzem w Sarbinowie, fajna miejscowość aż szkoda że nie jest tak popularna jak inne – bo zasługuje na to, ale ma to też swój urok. W Domu Przy Plaży można się poczuć jak prawdziwy szlachcic, prawdziwie luksusowy pensjonat. Jeśli ktoś obawia się o pierwsze wczasy z dzieckiem, to może być dobry wybór – my jesteśmy zadowoleni do teraz 🙂 Porobiliśmy świetne zdjęcia pamiątkowe